Niebawem uczestnicy Otwartych Funduszy Emerytalnych będą musieli zdecydować o przekazaniu środków z OFE albo na Indywidualne Konto Emerytalne, albo do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. – Pomysł, żeby to przenieść do IKE i „sprywatyzować” nie jest zły, gdyby nie ta opłata przekształceniowa, która psuje atmosferę – powiedział na antenie TVN24 Maciej Samcik, prowadzący blog „Subiektywnie o finansach”.
Rząd przyjął we wtorek projekt ustawy o przekształceniu OFE – ma wejść w życie 1 czerwca 2021 r. Czas na składanie deklaracji o przeniesieniu środków z OFE do ZUS został wyznaczony od 1 czerwca 2021 r. do 2 sierpnia 2021 r., a przekształcenie OFE w specjalistyczne fundusze inwestycyjne otwarte prowadzące IKE nastąpi 28 stycznia 2022 r.
Przy przeniesieniu środków do IKE zostanie pobrana jednorazowa opłata przekształceniowa na rzecz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w łącznej wysokości 15 proc. wartości aktywów OFE. W przypadku ZUS-u – takiej opłaty nie ma.
Po co jest opłata przekształceniowa?
Na pytanie, czy rząd, poprzez opłatę w wysokości 15 proc. środków zgromadzonych w OFE, chce położyć rękę na naszych pieniądzach, ekspert odpowiedział: – Niewątpliwie tak to wygląda. Gdyby rząd miał dobre intencje, toby powiedział tak: drogi narodzie, przekształcamy twoje pieniądze z OFE w pieniądze na koncie, które się nazywa IKZE – nie IKE, tylko IKZE (Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego – red.).
Dlaczego IKE, a nie IKZE?
Wyjaśnił, że „IKZE to inny rodzaj konta emerytalnego, taki, w którym podatek płaci się dopiero od wypłacanych pieniędzy”. – Czyli gdyby pieniądze trafiły na IKZE, a nie na IKE, to wtedy nie byłoby 15 procent dla rządu, tylko byłoby 10 procent zryczałtowanego podatku wtedy, gdy te pieniądze byśmy wypłacali z IKZE – wytłumaczył Samcik.
– Rząd wybrał IKZE, bo może położyć łapkę na tych 15 procentach teraz, a nie kiedyś. A jak wiadomo, rząd potrzebuje pieniędzy natychmiast. (…) To nie pozostawia wątpliwości, że tutaj jedynym pewnym wygranym ma być rząd – powiedział.
IKE czy ZUS – plusy i minusy
Jak wyjaśnił Samcik, w przypadku wybrania IKE, „do tych pieniędzy nie będzie się można dostać natychmiast” i będzie to możliwe „po osiągnięciu wieku emerytalnego”. – Alternatywa jest taka, że nie idziemy do IKE – zgłaszamy weto w dwumiesięcznym okienku i mówimy, że nie chcemy iść do IKE, a rząd ma przesunąć te pieniądze do ZUS-u – objaśniał.
Dodał, że Polacy mają średnio w OFE zgromadzonych „mniej więcej 10 tysięcy złotych”. – Jeśli przesuwamy je do IKE, tak jak nam sugeruje rząd, to tracimy 15 procent z tego i mamy szanse, że te pieniądze przez najbliższych 20 lat będą pracowały na rynku kapitałowym. Natomiast przesuwając je do ZUS-u, mamy gwarancję, że te pieniądze rząd natychmiast wyda na bieżące emerytury, ale w zamian dostaniemy obietnicę, że w przyszłości wypłaci nam emeryturę – tłumaczył ekspert.
Dodał, że „ta obietnica jest waloryzowana, a ta waloryzacja jest wysoka”. – Jeśli ktoś wierzy w ZUS, jeśli ktoś wierzy, że państwo nigdy go nie może oszukać, to wtedy powinien wybrać ZUS, bo waloryzacja w ZUS-ie jest pewna jak w banku i jest wysoka. Pod warunkiem, że ta waloryzacja z obietnicy kiedyś zmieni się w prawdziwe pieniądze. Co ważne, emerytura w ZUS jest dożywotnia – podkreślił.
– Zostając w IKE, przestajemy mieć pewność co do kwot, bo w IKE nie ma waloryzacji, a akcje, które tam są mogą drożeć, mogą tanieć. W dłuższej perspektywie powinny drożeć. Nie ma waloryzacji, nie ma dożywotniej emerytury. Jest wypłata przez 10 lat i zostaje nam prawdziwy pieniądz w kasie. (…) Tutaj mamy o 15 procent mniej, ale o 15 procent mniej prawdziwego pieniądza – powiedział Samcik.
Ponadto pieniądze zgromadzone w IKE mają być prywatne i dziedziczone – w przeciwieństwie do środków w ZUS. Wypłata środków z IKE ma być możliwa po osiągnięciu wieku emerytalnego i będzie wolna od jakiegokolwiek podatku.